Muzyka REGGAE pojawiła się w Polsce na przełomie lat 60. i 70. XX wieku. Przewodnim tematem tekstów był zepsuty do szpiku kości Babilon rozumiany jako zło niesione przez system totalitarne - w naszym przypadku był to wtedy wszechobecny komunizm. Jedną z pierwszych formacją, która wprowadziła w Polsce typowe reggae'owe dźwięki w swoich utworach, była grająca wcześniej rocka, Brygada Kryzys - Roberta Brylewskiego i Tomasza Lipińskiego. Stylistykę tę wykorzystywały również inne zespoły związane z tym nurtem - Deadlock, TILT, bracia Erszkowscy. Przełomem okazał się jednak rok 1983, kiedy to wspomniany wcześniej R. Brylewski założył pierwszy zespół reggae - Izrael. Krótko potem powstały kolejne: R.A.P., Gedeon Jerubbaal, Bakszysz i Daab.
Dzięki polskim tekstom i poruszanym w nich tematom, bliskim prawie każdej młodej buntującej się osobie, reggae zaczęło odnosić niesamowite sukcesy. Na festiwalach pojawiały się tysiące fanów spragnionych muzyki rodem z Jamajki. Co prawda, większość formacji wzbogacała swoje brzmienie polskimi choćby akcentami i nie grała czystego reggae, ale te brzmienia były czymś nowym i przyjęły się wśród młodych ludzi. Szkoda tylko, że w parze z zainteresowaniem wśród słuchaczy oraz organizatorów imprez muzycznych nie szło zainteresowanie wytwórni płytowych, ani też mediów. Można nawet zaryzykować stwierdzenie, że trójkolorowa subkultura ludzi ze strączkami na głowie - jak określano polskich rasta - była spychana w medialny niebyt. Tylko nielicznym udawało się nagrać materiał i zaistnieć w radiu czy telewizji. Teledysków reggae w opanowanej przez Videotekę i inne programy muzyczne w Jedynce i Dwójce było jak na lekarstwo. Największy sukces w telewizji odniósł poznański Gadeon Jerubbaal swoim przebojowym Śpiewaj i tańcz. Innych clipów jednak nie było. Z kolei do wydawnictw wielkie szczęście miały Daab i Izrael. Zespoły te wydały płyty, co przełożyło się też na popularność.
O problemach z odzyskaniem materiału studyjnego przez zespół R.A.P. krążą legendy, a Bakszysz krążek wydał niemal po 10 latach działalności! Na szczęście nie miało to wpływu na popularność muzyki reggae, czego dowodem niech były np. festiwale w Jarocinie, gdzie rokrocznie grywały zespoły reggae, mające też w okresie boomu tego gatunku całe festiwalowe dni tylko dla siebie. To nie mogło przejść bez echa. O muzyce, która dotarła do Europy z Jamajki zaczęły pisać gazety np. popularny w tamtym czasie Non Stop. Muzyce reggae poświęcone były też audycje radiowe prowadzone np. przez Sławomira Gołaszewskiego (Pieśni Wędrowców) i Włodzimierza Kleszcza (W kleszczach reggae). Dzięki nim Polacy mieli stały kontakt z Reggae. Były wywiady, prezentacje w mediach. Niektórzy niemal z drżeniem serca przekręcali gałkę radia szukając swoich cotygodniowych dźwięków. Z kolei artykuły w Non Stopie pozwalały zrozumieć filozofię rastafariańską i treści garveyowskie, a ich autorzy przestrzegali, że w Polsce nie będzie prawdziwych rasta, bo mamy zupełnie inną tożsamość, przeszłość i kulturę. Niestety, nic co piękne nie trwa wiecznie. Początek lat 90. przyniósł załamanie jamajskiej sceny w Polsce. Muzyka nadwiślańskich rastamanów nie wytrzymała konkurencji ze strony wszechobecnego rocka i popu. W pierwszej połowie lat 90. reggae stało się muzycznym marginesem. Coraz mniej było go na festiwalach, coraz mniej pisano o reggae w prasie. To zaś przełożyło się na ilość grup chcących kontynuować tradycje zapoczątkowane przez Izraela. Formacje takie jak Habakuk, Stage Of Unity, Credon, Będzie Dobrze, Bakszysz... grywały coraz rzadziej. Wiele młodych zespołów po kilku koncertach rezygnowało z dalszej działalności. Powód? Nie było gdzie grać i gdzie nagrywać, a co ważniejsze, nie było dla kogo!!
W pewnym momencie zrozumiano, że reggae to nie tylko spokojna, kołysząca muzyka, ale i kilka pokrewnych gatunków.
Za sprawą satelitarnych stacji muzycznych do Polski dotarły dźwięki ragga i dancehall. Nagle też, na fali popularności hip hopu, polski
słuchacz tego gatunku dowiedział się, że korzenie jego ulubionej muzyki to nic innego jak... reggae.
I znów się zaczęło. Odrodziły się festiwale, zespoły zaczęły wydawać lub wznawiać płyty, a nad Wisłę zapraszano czołowych artystów z Jamajki i Wielkiej Brytanii.
Michael Rose, Twinkle Brothers, Zion Train - to tylko niektórzy wykonawcy którzy w tamtym grywali w Polsce koncerty.
Zapoczątkowana została druga młodość reggae. Jej powrót. Nie trzeba było długo czekać na narodziny nowych składów.
Zion Train Po latach ciszy i szarości znów zrobiło się trójkolorowo, a na ulicach coraz częściej można było spotkać młodych ludzi dla których te trzy kolory stały się całym życiem.
Reggae trafiło wreszcie do telewizji. I choć reakcje na taki stan rzeczy były początkowo nieprzychylne - bo dla wielu reggae to niezależność, także medialna - to jak się dziś okazuje wszystkim wyszło to na dobre.
W dniu dzisiejszym nikogo już nie dziwi udział zespołów reggae oraz reggae´o podobnych w porannych programach telewizyjnych czy programach muzycznych i rozrywkowych,
czy też na czatach dużych portali internetowych. Mamy już kilkadziesiąt zespołów grających roots reggae.
Jakiś czas temu doczekaliśmy się też drukowanej Encyklopedii Polskiego Reggae (autorstwa Jarosława Hejenkowskiego), a nawet tematycznych czasopism (Free Colours, Reggaebeat), już o stronach internetowych nie wspominając.
Każdy tydzień przynosi informacje o kolejnych większych lub mniejszych imprezach reggae.
Te największe jak festiwal w Ostródzie i Bielawie trwają 3 dni a ich główną atrakcją są występy jamajskich klasyków i wielkie powroty gwiazd rodzimej sceny.
To właśnie w Ostródzie w 2006 roku reaktywował się IZRAEL Roberta Brylewskiego.
Reggae chyba jeszcze nigdy w swojej historii w kraju nad Wisłą nie miało się tak dobrze jak teraz, a co będzie dalej, tego nie wiem,